O zmianie pór roku
29.03.2014 • Vancouver
No i stało się. Zasnął człowiek na siedzeniu pasażera w zimie, obudził się na wiosnę. Zakończyły się na jakiś czas nasze bardzo długie przeloty. Nikt aż tak nie gonił, żeby pędzić po 800 po 900 km dziennie, ale po prostu sensownych miasteczek po drodze częściej nie było. A gdyby były, to postój w nich byłby trochę stratą czasu.
Wyjechaliśmy więc z Prince George świtem, z hotelu/motelu opanowanego przez .....? Brawo, przez Chińczyków. Ale ponieważ miasto większe, całkiem spore, kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców i ci Chińczycy jakoś mniej "kosmiczni".
Trochę wiadomo, skąd się Chińczycy w Kanadzie wzięli. Przyjechali 100 lat temu budować kolej transkanadyjską i ciutkę im się zeszło. I zaczęli powiększać obszar, np. w Vancouver 52 procent ludzi mówi po angielsku to jasne. Ale już 11 procent mieszkańców używa kantońskiego, a mandaryńskiego 5 procent. Francuskiego, używa tylko ledwie ponad procent. Za jakiś czas te proporcje się odwrócą (nie dotyczy to francuskiego).
No to do Vancouver. Na południe. Tam skończą się długaśne przeloty. Zacznie się już cywilizacja na całego. Wyjeżdżaliśmy - była pełna zima. Śnieg, zimno, że para z paszczy buchała, jak należy. Po kilku godzinach, człowiek się budzi i jest w innym świecie. Przejechaliśmy przez obszar szarości. Fragment gór już nie zimowy, jeszcze nie wiosenny, z szarą ściśniętą w sobie przez zimę zielonością. Tam musi być pięknie, jak zima już całkiem odpuści i zacznie się wiosna, albo jesień potem.
Z kolei przed Vancouver, zaczęło być już konkretnie zielono. Śnieg się skończył na dobre, rzeki już nie są pod lodem, a jeziora kuszą zielonością, bądź niebieskością. Pogoda za to z nami zerwała zaręczyny. Przez tydzień była lampa, słońce dzień w dzień, dziś słońca tylko trochę za to chmury były i deszcz. I tęcza przy wjeździe do Vancouver. Musi, na szczęście. Podwójne: dla mnie i dla Olka.
Jutro eksploracja najpiękniejszego miasta Kanady i, jak mówią niektórzy, jednego z najpiękniejszych na świecie. Pogoda by się przydała. Jutro spotykamy się z Polakiem z polonijnego radia tutaj, dla którego to radia robiłem kiedyś relację z Igrzysk w Pekinie chyba. Mieszka tu już od ponad 20 lat, więc można go chyba jeszcze przed spotkaniem uznać za dobre źródło informacji. Kontaktów i zaproszeń mamy zresztą więcej. Zaprosiło do siebie Portland, zaprosiło Edmonton (niestety nie mogliśmy skorzystać), SF, San Antonio, Mexico City. To bardzo miłe i bardzo to fajne, że słuchają nas, czytają nas na całym świecie. A więc Rodacy na trasie na południe, do Argentyny odzywajcie się do nas, czekamy na kontakt. I na sugestie, gdzie koniecznie zajechać, czemu się przyjrzeć, czego spróbować, a czego unikać...
No właśnie, a propos. Sugeruję, by może na kartki z naszej podróży się rzucić i na koszulki. Zanim pieniądze wpłyną na konto fundacji Vis Maior (pomoc niewidomym) trochę czasu minie. Kupił już ktoś coś, przyznawać się proszę. Od poniedziałku podkręcimy temat. 25 zł, 50 albo 100. Ja na przykład do siebie samego wyślę kartkę.
I jeszcze na koniec wyjaśnienie dołączonego dźwikeu. To fragment licytacji skór. Na rozciągnięcie paszczy, na potrenowanie. Kto tak potrafi?