O Portland i kolejnym przyjemnym zdarzeniu
31.03.2014 • Portland
Kanada pachnąca żywicą, pachnąca łososiem już za nami. O godzinie 9.43 przekroczyliśmy granicę kanadyjsko-amerykańską. Jaki wniosek z tego wjazdu?
Jeżeli ktoś chce się niepostrzeżenie dostać do USA musi to robić w samochodzie od strony Kanady. Żadnych odcisków palców, żadnego sprawdzania bagażnika. Pogranicznik minę miał taką, jakby siłą woli chciał zatrzasnąć szlaban, ale za wielu pytań nie zadawał i strugach deszczu wjechaliśmy po raz drugi ostatnio na teren USA.
Seattle czy Portland, Portland czy Seattle? Nie da się w dwóch miastach być naraz, trzeba było wybrać. Sytuacja nie wyglądała na bardzo skomplikowaną. Do Portland zaprosiła nas pani Ania, do Seattle nikt nas nie zapraszał, by pokazać miasto. A takie pokazywanie miasta przez "lokalsa", to w sytuacji, w której przez miasta raczej przejeżdżamy niż w nim jesteśmy, to rzecz nieoceniona.
Hotel pokazał nam dwa oblicza. Korytarz wyglądał tak, że, gdyby szczury miały tu swoją bazę, nie zdziwiłbym się zupełnie. Ale pokój okazał się zupełnie znośny. Na dodatek mam tzw. "pool view" widok prosto na basen. O tym, że basen nadaje się tylko do tego, żeby wpuścić do niego karpie, nikt nie wspominał… Woda ma kolor głębokiej zieleni, kolor glonowy. Jest w zasadzie nieprzezroczysta.
Umówiliśmy się z Panią Anią i jej mężem Jordanem. Znowu było miło. Na początek dostaliśmy po prezenciku, miejscowej herbacie i czekoladzie. Niby niewiele, a cieszy. Mogłem się tylko zrewanżować naklejkami Trójki, bo i ona i on, są zapalonymi słuchaczami Programu 3 Polskiego Radia. Jordan z audycji, piosenek, reklam wyłapuje słowa i się uczy. Mówi po polsku całkiem zrozumiale. Ania i Jordan przeciągnęli nas po ciekawostkach Portland. Było warto. To miasto ma w sobie coś. Spodziewałem się czegoś nowoczesnego, tymczasem w pamięć zapadają żelazne mosty i stare, jak na tutejsze warunki, ponad 100-letnie domy w okolicach 21 i 23 ulicy. Degustacja piwa z miejscowego browaru i jeszcze lody w smaku bekonu i sera pleśniowego z gruszką. Pycha, jak mówi Jordan.
Ani i Jordanowi, dziękujemy za poświęcony czas i garść fajnych informacji. Jeszcze jutro wyjeżdżając z miasta zatrzymamy się na chwilę. Kino Hollywood na przedmieściach, gdzie śpimy wygląda jak z bajki. Jak z bajki o Szeherezadzie czuję się też ja, gdyż zapach na pewno pochodzenia hinduskiego, jest tak intensywny, że trudno się skupić. Jutro. Jutro Mt Hood, przełom Columbii i dalej na południe.
Drodzy, jak sytuacja z kartkami, koszulkami i kubkami? Wpłaty są ? Są ? No mam nadzieję. Proszę Was o wpłaty teraz i będę prosił przez kolejne 9 tygodni. Może być? Wpłaćcie na pomoc niewidomym. To tylko 25 , 50 lub 100 zł Wczoraj wysłałem pierwszą kartkę. Do Pana Marcina z Krosna. Dziękujemy!