Polskie Radio

Samochodowa podróż szlakiem miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.

ZOBACZ WIĘCEJ
oficjalni sponsorzy:

Na ratunek tylko señor Reyes

10.04.2014 • Mazatlan

Awaria, awaria, jakaś awaria - myśleliśmy przez cały dzień, jadąc wczoraj do Durango. Silnik krztusił się, brakowało mu mocy, ewidentnie coś było nie tak. Przez 500 km. Ale jechał dzielnie, nie chcąc zostawiać nas na pastwę mało sympatycznych ludzi z kartelu w Sinaloa.

Tomasz Gorazdowski i mechanicy

Przebywanie nocą w górach jest raczej niewskazane… Ale samochód dowiózł nas do celu, choć rankiem musieliśmy oddać go do doktora. Señor Reyes, którego znaleźliśmy w Internecie, okazał sie przesympatycznym człowiekiem. Zrobił, co trzeba w dwie godziny, skasował 10 dolarów i oddał samochód "uleczony". Drobiazg, bzdura, która jednak potrafi zepsuć humor. Pęknięta fajka świecy. Naprawione, a señor pokazał nam nagranie telefonem, w którym było widać jak na dłoni, gdzie był defekt i co zrobiono, żeby było dobrze. No i wyjaśnił wszystko, używając w telefonie translatora, więc mniej lub bardziej precyzyjnie usłyszeliśmy, jaka była przyczyna.

Wywołaliśmy trochę zainteresowania, trochę podziwu, opowiadając o naszej podróży, a nieocenieni w podtrzymaniu rozmowy okazali się Lato, Boniek i Lewandowski. Szczególnie ten ostatni jest znany w Meksyku bardzo dobrze. Z kalendarzem w prezencie pożegnaliśmy señora Reyesa i Durango.

Droga numer 40 prowadząca do Mazatlan na wybrzeżu wiedzie przez górzyste tereny. Niewątpliwie była wyzwaniem dla inżynierów. 63 tunele, 115 mostów, niektóre wiszące 900 stóp nad dnem kanionu. Droga jest płatna, ale to zrozumiałe. Jej wybudowanie kosztowało fortunę. Mazatlan okazało się całkiem sporym miastem, najbardziej turystycznym w tej części zachodniego wybrzeża. Pacyfik nadaje miastu specyficzny klimat, który jednak kończy sie kilka przecznic od wybrzeża. Tam zaczyna się typowe dla Meksyku miasto. Niska zabudowa, bałagan, śmieci, nic ciekawego. Na szczęście wylądowaliśmy daleko od tamtej części i od strefy hotelowej - przy czymś, co można nazwać starówką. Hotel Del Mar mógłby z powodzeniem zagrać w filmie "Od zmierzchu do świtu", ale ma swój klimat, choć trochę strach jeździć windą. Knajpki na nadmorskim bulwarze serwują świeże ryby i w końcu na ulicach są ludzie. Prawdziwy Meksyk, choć dla mnie, ten najciekawszy chyba najładniejszy zacznie dalej na południe.

  • Na ratunek tylko señor Reyes (Z Trójką przez trzy Ameryki)

Mechanicy i Mazatlan

Komentarze:

sortuj
liczba komentarzy: 0
    Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!