Meksyk, ach ten Meksyk...
18.04.2014 • San Cristobal de las Casas
San Cristobal de las Casas okazało się rano tak samo ciekawym miejscem jak wieczorem. Na głównym placyku Indianki sprzedawały swoje towary, był koncert z okazji świąt, a zabytki nie zmieniły swego miejsca od wieczora. Jest klimat.
Pojawili sie Indianie, którzy wieczorem byli nieobecni. Panie wraz z potomstwem sprzedawały, targowały, gotowały, a panowie, cóż, byli raczej nieobecni. Rano było za to też trochę panów wczorajszych, wiec można się domyślać, co się działo.
Miło i klimatycznie, ale czeka San Jose Chamula, niewielka osada w okolicy, słynna ze swojego wyjątkowego kościoła, w którym czas się zatrzymał, a wiara katolicka miesza sie z lokalnymi wierzeniami. Ksiądz podobno pojawia się raz w tygodniu, by ochrzcić kogoś, jak są chętni. Nie ma za to mszy, spowiedzi, komunii.
W środku dzieją sie rzeczy nie do opowiedzenia ( zdjęć robić nie wolno i tego bardzo skrupulatnie pilnują , sprawdzając nawet aparaty czy komórki, kiedy wychodzi sie z kościoła).
Po bokach mini kapliczki z figurkami świętych, każdy obowiązkowo z lusterkiem na piersi. Na środku stosy kwiatów, ziół. Serwowany z wiadra jest jakiś lokalny napój. Wszystko w dymie z kadzideł.
Większość panów w kościele, oprócz porządkowych, którzy pilnują by nie robić zdjęć, jest bardziej lub mniej pijana. Siedzą przysypiając na stołeczkach. Panie dokonują swoich obrzędów, płoną setki świec, unosi się zapach kadzideł. Pod czymś, co nazwać można ołtarzem, siedzą w odświętnych strojach kolejne kobiety, każda z kadzidłem przed sobą. Niezrozumiałe to dla zwykłego turysty, ale robiące ogromne wrażenie. Szkoda było wyjeżdżać, ale to codzienny dylemat.
Kierunek od razu Gwatemala, ze względu na świąteczne obrzędy w Antigua Guatemala. Chcemy zdążyć, dziś nocleg planujemy w połowie drogi.
Można planować........Z Meksyku nie wyjechaliśmy. Na granicy, choć zapewniano nas ze wszystko działa 24/h okazało się, że nie można odebrać kaucji za wwóz samochodu. Jutro o 8 rano w banku 4 km od granicy. Super, musimy poczekać, Gwatemala na wyciągniecie ręki...
To może od razu kupimy ubezpieczenie. Nie kupimy, bo bank jest zamknięty do jutra do 7 rano. Nie zapłacimy też za pozwolenie wjazdu dla Smauga, bo nie mamy pieniędzy, a bankomat w drugim banku na granicy nie działa , bo nie ma prądu. Trzeba przenocować, ale kasy mało, bo nie działały terminale dla kart na stacji benzynowej i trzeba było zapłacić gotówką.
Na szczęście hotel na granicy kosztował grosze. Dobrze, bo najbliższy bankomat jest w mieście godzinę jazdy stąd, a w hotelu tylko gotóweczka. Zostało jeszcze na maleńką kolację. Do ostatniego peso, nawet na hot doga starczyło. Hot dog w Meksyku!!! Zgroza, ale na niego było nas stać. Więc uwiezieni jesteśmy w Meksyku do jutra do rana, a potem pędzimy do Antiga Guatemala, by zdążyć zobaczyć słynną procesję.