Polskie Radio

Samochodowa podróż szlakiem miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.

ZOBACZ WIĘCEJ
oficjalni sponsorzy:

O przeprawie przez Honduras

25.04.2014 • Tegucigalpa

Śniadanie w Gwatemali, obiad w Hondurasie. Szkoda, że kolacji nie udało się zjeść w Nikaragui. Wjechaliśmy do Hondurasu, choć ostatnia miejscowość w Gwatemali sugerowała coś innego. Arizona... no nie :)

Granica niby bezproblemowa, ale gotówki miejscowej brak, a tu opłaty za: odkażanie samochodu (3 dolary), pozwolenie na wjazd (po 2 dolary), zezwolenie na wjazd samochodu (40 dolarów)... Dobrze, że cinkciarze są na granicach. Bardzo sympatyczny celnik pytał, skąd jesteśmy, po co jedziemy itp. - Trzy miesiące was nie będzie? Gdybym ja tak pojechał, moja żona odeszłaby do innego mężczyzny - mówił. - Nie zjeżdżajcie z głównej drogi - poradził.

Życie granicy. Cwaniacy, cinkciarze, urzędnicy, którym ciepło zamyka oczy i tacy, którzy czują się panami całego świata. Sprzedawcy drobiazgów i ci, którzy próbują naciąć frajerów. Samodzielny organizm. Po drodze San Pedro Sula - najniebezpieczniejsze miasto świata. Najwięcej zabójstw na 1000 mieszkańców. Akurat tu gangi narkotykowe lubią sobie postrzelać. Ale miasteczko, w porównaniu z miastami gwatemalskimi, wyglądało jak Luksemburg. Czysto, nowocześnie, zachęcająco (w środkowoamerykańskich proporcjach oczywiście). Gdyby tylko nie te częste strzelaniny... Powinny być ogłoszenia: dajemy darmowy meldunek w mieście i kamizelkę kuloodporną gratis. Tak czy inaczej - byłem pozytywnie zaskoczony. Bardzo dobre drogi. W większości do/ze stołecznej Tegucigalpy maja po dwa pasy jezdni. W porównaniu z Gwatemalą - luksus. Nasz samochód może chwilę odsapnąć.

W końcu Tegucigalpa. Miasto, w którym w konkretnych dzielnicach przebywać nie wolno, bo to może być pierwsza i ostania tam wizyta. Jak w filmie "Mad Max", gdzie miejski organizm wymyka się wszelkim prawom. Kurz, brud, groźne spojrzenia. Dobrze, że za granicą znowu zdjęliśmy amerykańskie tablice rejestracyjne, naklejki sponsora także. Jesteśmy maksymalnie przejrzyści. Jak kameleon wtapiamy się w otoczenie. Inaczej rozebrali by nas do ostatniej śrubki. Gdybyśmy jeszcze paszcze mieli trochę mniej białe...

Nawigacja poprowadziła nas do hotelu przez miejsca, z których na ogół się nie wraca. Miejski horror. Pozostałości po bazarze, ludzi rozgarnialiśmy samochodem i nie było przyjaznych okrzyków hola! W hotelu na powitanie krata i blaszane drzwi do pokoju. Przy recenzjach hoteli na portalach internetowych często jest napisane, że krata przy drzwiach nie zachęca, ale czasami się przydaje. Blaszane drzwi bez kuloodpornej wstawki, bo podobno tu jest bezpiecznie. Kilka przecznic dalej, jak mówił recepcjonista, już nie. Być może i tu jest bezpiecznie, ale jak o 5 rano ktoś zaczął się do nas dobijać, poczucie bezpieczeństwa spadło gwałtownie. No to mają nas. Jak nic namierzyli dwóch białasów i przyszli po swoje. Na szczęście chodziło tylko o przestawienie samochodu na parkingu.

Przy Tegucigalpie najniebezpieczniejsze miasto świata - San Pedro Sula - wygląda jak przedszkole. Jutro jak najszybciej trzeba stąd zmykać. Komuś kiedyś podobno Tegucigalpa się podobała. No cóż, o gustach się nie dyskutuje. Kierunek Nikaragua.


    Tegucigalpa

    Komentarze:

    sortuj
    liczba komentarzy: 0
      Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!