Polskie Radio

Samochodowa podróż szlakiem miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.

ZOBACZ WIĘCEJ
oficjalni sponsorzy:

O podróży, w którą zabierze Cię dobre cygaro

27.04.2014 • Granica Nikaragua - Kostaryka

Poranne zwiedzanie Granady odbywało się w sposób, określiłbym go jako ...spokojny. Głównie ze względu na temperaturę i wilgotność. 37, 38 stopni w cieniu nie zachęcało do spaceru, a chłód klimatyzowanego pokoju wydaje się wtedy najprzyjemniejszy ze wszystkiego. Co z tego, jak trzeba się ruszyć?

Z czym się kojarzy Nikaragua? Ciach, ciach, bez zastanawiania i bez Wikipedii. Wielu z niczym? I nie ma się czemu dziwić, bo to jeden z cięgle najmniej poznanych krajów Ameryki  Środkowej. Wybrzeże Moskitów, amerykańskie interwencje? Słusznie, a niektórym może z rumem i cygarami? Bingo, właśnie! Nikaragua to czołowy w świecie producent dobrego rumu i świetnych cygar. Drugi producent cygar na świecie, a wszystko wskazuje na to, że wkrótce pierwszy. I tym śladem postanowiłem pójść.

Na rum było zdecydowanie za wcześnie. Więc cygara. Udaliśmy się do małej fabryki, znanej z tego, że produkuje tylko ręcznie robione cygara świetnej jakości. Właścicielem biznesu okazał się Włoch, który z przyjemnością oprowadził nas po swojej posiadłości i zakładzie. Opowiedział o procesie produkcji, pokazał suszarnię, w której leżakują cygara warte pół miliona dolarów.

O cygarach więcej zapewne w poniedziałek. A potem rzut oka na dziesiąte, co do powierzchni słodkie jezioro na świecie i w drogę. Sporo zielonego, wulkany, jest co oglądać i jak spędzać czas.

Sporo kilometrów dziś było przed nami choć nikaraguańskie drogi są super, potem mamy Kostarykę, gdzie nie jest już tak równo. I znowu o granicy, bo te miejsca mają w sobie coś magicznego, najczęściej odpychającego, ale i pociągającego zarazem.

Nikaragua/Kostaryka. Widać różnicę w porównaniu do poprzedniej granicy, którą przekraczaliśmy. Murowane budynki, klimatyzowane biura. Tylko biura, bo część po drugiej stronie okienka od urzędnika, już nieklimatyzowana. Najpierw opędzić się trzeba przed pseudoogarniaczami porządku na granicy, potem popędzić cinkciarzy. Robię to już z wprawą, że powieka nawet nie drgnie. Oni wiedzą, widzą i odpuszczają.

Po stronie Nikaragui, od jednego do drugiego, ale w miarę sprawnie byłoby, gdyby nie fakt, że w paszportowym wszyscy urzędnicy nagle zniknęli. Na pół godziny. A czas ucieka, słońce coraz niżej. Udało się, choć raz wracaliśmy , po jakąś pieczątkę. Potem Kostaryka. Kolejka na zewnątrz w upale kręci się jak świński ogon przed świętami. Czas mija. W tym tempie, to po zmroku wyjedziemy z granicy. Na szczęście wezwano chyba posiłki i ruszyło.

Potem celnik. Papiery. Po ubezpieczenie. Ubezpieczenie. Kopie dla celnika. Celnik. Papierek. Z papierkiem do biura z biura do celnika. Koniec. Nawet było sprawnie. I jedziemy dalej.

Droga nr 1 Panamericana zwana Killer Road. Wcale nie taka zła, ale ruch za to ogromny i sporo ciężarówek. Ba, mnóstwo. I ciemno i nieoświetleni, ale w porównaniu z Gwatemalą czy Hondurasem, to po prostu Europa. Mimo to, wypadków jest tu statystycznie najwięcej w Ameryce Środkowej. Wieczór nas dopadł. I to konkretnie, ale kiedy odbiliśmy z 1 z drogi prowadzącej do San Jose, ruch zmalał, droga się poprawiła i w jednym kawałku dojechaliśmy do parku narodowego Manuel Antonio. Po chwilę relaksu w raju. Należy nam się.

    Komentarze:

    sortuj
    liczba komentarzy: 0
      Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!