Cartagena, dzień kolejny, kolejny, kolejny...
07.05.2014 • Cartagena
Czas ucieka, a statku nie ma. Z samego rana zaatakowaliśmy biuro Seaboard Marine.
To kompleks strzeżony przez bramki magnetyczne, strażników. Trzeba zostawić dokument ze zdjęciem, przejść przez automatyczne drzwi obrotowe, zostać obowiązkowo przeszukanym przez strażnika, stanąć oko w oko z kamerą i już można iść.
Zadanie numer 1. Poprosić, by w najważniejszym dokumencie poprawiono numerki. Na naszym dokumencie BoL "S" zostało zastąpione przez "5". Zadanie trudne, bo widzieliśmy jak tu pracują. Pracują jak im się chce i tylko w przerwach w pomiędzy najpopularniejszymi serialami. Tak przynajmniej było w agencji celnej i na policji. Ale pod koniec dnia otrzymaliśmy kopię najważniejszego dokumentu, kopię !!!, z poprawionym numerem.
Oryginał ma być przy odbiorze samochodu. Odbiór. Miał być jutro rano, ale okazało się, że nie będzie bo statek....się zepsuł. Wielki jak potwór kontenerowiec się zepsuł i zamiast pruć do Cartageny wlecze się jak żółw.
Nie ma go. Kiedy będzie? Jak dopłynie. Może jutro rano, ale pewnie pojutrze. Nawet jeśli dopłynie w nocy, to nie zdążą go rozładować do rana, a tylko rano pracuję inspektorzy, którzy pozwalają na wyciągniecie samochodu z kontenera. Kwadratura koło, już się nawet mniej denerwuje. Cartagenę poznałem tak, że mogę oprowadzać wycieczki… Desperacja. Jutro mamy załatwić sprawy w agencji celnej i czekać na przypłyniecie statku, bo nie można zacząć innych procedur zanim kontenerowiec nie zjawi się w porcie. Julia - tak się nazywa statek. Jak na złość do tego wyjącego Romea, o którym pisałem. Prześladował mnie Romeo, prześladuje mnie Julia.
Ale zostawiając już te smutne sprawy, poniżej o przyjemnych. O futbolu i kompletnym szaleństwie Kolumbijczyków na punkcie piłki.