O uwolnieniu Smauga i o miejscu gdzie chciało się spać, a spać nie było można
10.05.2014 • Medellin
Akcja "Uwolnić Orkę, Smauga". Z takim postanowieniem jechałem do portu kolejny raz rano, już ze wszystkimi gratami, żeby prosto ruszyć w drogę. A jak będzie obsuwa? No właśnie, wtedy zamierzałem okupacyjnie przesiadywać w poczekalni. Nie ruszę się, choćby nie wiem co.
Swoje faktycznie przesiedziałem, a zespół w składzie Holender, Niemiec, Brazylijczyk i Olgierd odzyskiwali samochody z kontenera. Od 8 do 13. Niby nic, niby niedługo, a jednak. W końcu się udało. Ale fajnie było znowu zobaczyć Smuga. Chwilę, po tym jak opuściliśmy "gościnne" mury portu, już nas nie było w Cartagenie. Pomknęliśmy na dół, w stronę Medellin.
Google Maps mówi 650 km, 12 godzin jazdy. Trochę dużo, tym bardziej, że faktycznie dużo czasu zajęło nam wyjechanie z miasta, ale potem zanosiło się, że nie będzie źle. I gdyby było na trasie mniej miasteczek, mniej ciężarówek i mniej zakrętów w górach, jechałoby się szybciej. A tak, po niezliczonych zakrętach, ulewach, miasteczkach, znowu deszczach, około północy dotarliśmy do miejscowości Yarumal. I blisko i daleko od Medellin. Około 100 km, jednak to kolejne 3 godziny jazdy przez góry.
Spróbujemy się zatem przespać. Zjechaliśmy do miasteczka, które na początku przypominało jakby wymarłą osadę. Spotkaliśmy tylko księdza jedzącego banana przed gankiem swojego domu. Okazało się jednak, że to nie ksiądz, tylko lokalny, w czymś co przypominało sutannę. Po chwili jazdy przez przedmieścia jak z "Imienia róży" dotarliśmy do rynku. Ależ zmiana. 5 hoteli na samym rynku, balanga w kilku miejscach, lokalni sprzedawcy jedzenia, taksówkarze.
Olek czekał przy samochodzie, ja poszedłem do pierwszego hotelu. Brak miejsc. Do kolejnego, też pełny i do następnego i to samo. Jak Szarik próbujący znaleźć trop, zwiększałem krąg poszukiwań, a odpowiedź była ciągle taka sama. Byłem chyba w 22 hotelach, w tym takich, w których chyba podświadomie nie chciałem, żeby powiedzieli, że mają wolny pokój. Okazało się, że w mieście odbywa się wyścig kolarski i wszystko zajęte. Wszystko, co do łóżka. Desperacja, bo było późno i byliśmy poważnie zmęczeni. Nie ma wyjścia, po przekąszeniu czegoś, ruszyliśmy w stronę Medellin, stwierdzając, że najwyżej prześpimy się w samochodzie. Olek nawet zdążył z nudów, czekając na mnie zobaczyć, że Yarumal jest miejscem o najwyższym na świecie wskaźniku ludzi chorych na Alzheimera.
A więc jedziemy. Jednak przy drodze głównej, koło stacji benzynowej, okazało się, że mają taki przytułek dla kierowców tirów. Drzwi z blachy, bez okna, ale za to były dwa łóżka i czysta w miarę pościel. Ale się ucieszyłem. I spałem jak dziecko. Rano w drogę do Medellin. Faktycznie pokonanie 100 km zajmuje 2 i pół godziny. Nie ma wyjścia. Miasto zatłoczone, śmierdzące spalinami, głośne, coś jak Bombaj lub w ten deseń.
Hotel Conquistador w internecie wyglądał lepiej niż w rzeczywistości. Jedyną jego zaletą jest to, że jest w samym centrum. O 14 umówieni byliśmy na zwiedzanie miasta z przewodnikiem, którym okazał się Pablo, znaleziony przez centralę. Robią oni czterogodzinne Free Tour po mieście, mają wiedzę i łatwość jej przekazywania. Czego chcieć więcej. Wybierając się do Kolumbii lub do Medellin znajdziecie ich tu www.realcitytours.com. Naprawdę polecam. Człowiek na Kolumbię i to owiane przez lata złą sławą miasto spogląda innymi oczami. I przez całą wycieczkę ani razu nie padła nazwisko Pablo Escobara. Mówili o najgroźniejszym przestępcy, o wrogu numer jeden ale bez wymieniania nazwiska. Tu w Medellin zdają sobie sprawę, że na hasło Medellin, odzewem jest naturalnie Escobar, czy też kartel czy też narkotyki. Ale chcą z tym walczyć, chcą pokazać, że dzisiejsze Medellin to nie tylko narkotyki sprzed lat, porwania, bomby, zabójstwa, ale miejsce, w którym są przedsiębiorczy ludzie, gdzie dzieje się wiele dobrego, gdzie wzorcowo pokazują, jak walczyć z pozostałościami tamtych upiornych lat, jak rzeczy słabe przemienić na dobre.
I to nie wzięło się z niczego, że w zeszłym roku Medellin wyprzedziło Nowy Jork i Tel Aviv i wygrało konkurs na najbardziej innowacyjne miasto świata. Jest bardzo ciekawe, choć, widokowo, Paryż czy Londyn to to nie jest. Za to znacznie bardziej widowisko położone, niż oba wspomniane przed chwilą.