Droga drodze nierówna
16.05.2014 • Ekwador
Nie tak dawno, zaledwie wczoraj pisałem o świetnych ekwadorskich drogach. Rzeczywiście tak wczoraj myślałem. Dziś myślę już nieco inaczej…
Dziś myślę już nieco inaczej, ale to dlatego, że wczoraj było świetnie, a dziś świetnie jest tylko chwilami. Kosmiczna cena benzyny - litr za złotówkę, pozostała bez zmian, natomiast drogi się trochę zmieniły. Owszem to są drogi krajowe, oznaczone na niebieski i czerwono. Charakteryzują się tym, że przez 200 km jest fajny asfalt, jest pobocze, a przez następne 40 km nie ma ani pobocza, ani asfaltu, za to są dziury i wertepy że hej. I nie ma reguły, że jedna droga będzie lepsza niż inna. Pełna loteria.
Wczoraj 2 km zabrakło nam, by dostać się do skrzyżowania, od którego droga miała być już prosta i lepsza. 2 km przed skrzyżowaniem, nagle wyrosła przed nami góra. To nie było osuwisko, gdzie ziemia ze zbocza zablokowała drogę. To ktoś jakby Zaporę Hoovera przeniósł z Las Vegas i postawił na drodze na peryferiach Ekwadoru. Znikąd pomocy, zresztą jakiej? Tylko kret miałby szansę się przekopać. No i 50 km psu... i trzeba było wracać. Żadnego ostrzeżenia nie było. Najwyraźniej to świeża sprawa.
Wieczorem kolejna przygoda. Droga przez góry zaskakująco dobra. Olek mówi, "żeby taka była cały czas". Zauważyłem tylko, że jakoś mało samochodów jedzie z naprzeciwka. Za kilka kilometrów okazuje się czemu z ruchem było tak słabo. Osunęło się zbocze. Błoto po kolana, deszcz leje jak w lipcu nad Bałtykiem, kolejne drzewa nad głową, na krawędzi zbocza się chwieją i za moment spadną z kolejnymi tonami błota, a kolejkowicze wysyłają nas, żebyśmy naszym 4 x 4 przetarli szlak. Gdyby nie te tysiące kilometrów, które musimy jeszcze przejechać, to... Po godzinie z drugiej strony zwałów widać światełko. Policja, a zaraz potem monster potwór koparko-spychacz, który uwolnił całą kolejkę samochodów. Deszcz pozostał, asfalt na znakomitym odcinku zwinęli, off road jak żywy i jeszcze mgła, że nie widać maski. Ale się po raz kolejny udało.
Najgorsze, że nijak nie można przewidzieć, że droga gówna jest dobra, a niższej kategorii może być słaba. Tu bywa zupełnie inaczej. A wracając do cen benzyny. Znaczek na kartkę pocztową kosztuje więcej niż galon, GALON benzyny!!! Z tymi znaczkami to jest zresztą skaranie boskie. Znaczków nie kupi się tu nigdzie indziej niż na poczcie. A na poczcie, na pocztach (na wszystkich, które zwiedziłem wysyłając kartki) kolejka jest zawsze. Czy w Gwatemali, czy Kolumbii czy Meksyku. Zawsze. A sprawność pań obsługujących klientów bliska jest zeru. Dla człowieka nie lubiącego czekania, to prawdziwa pokuta. Dziś pan z ośmiu dużych blankietów, nożykiem z linijką wycinał osiem małych znaczków do naklejenia na pocztówki. Kto dostanie kartkę z Ekwadoru, zobaczy co to znaczy...
Właśnie kartki. Są chętni? Tylko 25 złotych, które w całości idą na szkolenie psów przewodników dla niewidomych. Na konto fundacji poproszę, a ja odwiedzę kolejną pocztę. Sprawność pań na poczcie 0, sympatia ludzi i ich otwartość 10. To chyba właśnie tu na razie, zwykli ludzie są najbardziej nam friendly. Duży plus. Smaug dostał właśnie nowy olej :)