Najbardziej kolorowa granica świata
25.05.2014 • Boliwia
O tym jak nie daliśmy się naciągnąć i o 40 litrach benzyny pod poduszką.
Urok jeziora Titicaca jest niezaprzeczalny. Ciemny granat wody, trzciny wzdłuż wybrzeża, chmury, które wiszą tuż nad lustrem wody, bo przecież jesteśmy na wysokości 3800 m n.p.m. Do kąpieli takie sobie. Zimne i brudne, ale do oglądania świetne. Krowy, kozy, owce pasą się luzem nad brzegiem. Obejrzeliśmy co się dało i pognaliśmy w stronę Boliwii. Nie ma co. Desaguadero to najbardziej kolorowa granicą świata, przynajmniej z tych, które znam, a kilka przekraczałem.
Ruch jest głównie pieszy i to się nazywa życie na granicy. Inny świat. Granicę w zasadzie można przekroczyć bez paszportu. Takie jest pieprznik, że nikt nie zwraca uwagi. Ryksze, taczki, ludzie z tobolami, całe rodziny. Stragany, jednoosobowe kantory przy stoliku, stanowiska pisania podań itp…. I to wszystko w dwie strony się przemieszcza. Celnik nawet się nie pofatygował żeby wyjść obejrzeć samochód. W drogę, tylko tradycyjnie dwie-trzy kopie dokumentów i jedziemy. W zasadzie na rezerwie.
Miało być w Boliwii taniej i jest. Litr 0,5 dolara, ale zagranicznym nie sprzedają. Nie mają jakiejś licencji, zezwolenia. I tak na trzech stacjach. W końcu na kolejnej, schowaliśmy samochód za ciężarówkę i poszedłem z naszym małym kanistrem. Zakaz tankowania do kanistrów. Uprosiłem 5 litrów. Na niektórych stacjach można tankowania zagraniczne samochody, cena jednak jest dwa razy taka jak normalnie. Ponad dolara !!! To się nazywa dojenie turystów, tych, którzy poruszają się tu swoimi samochodami, jest tu co kot napłakał.
La Paz jest pięknie położone. U stóp ośnieżonych gór, w dolinie. 2 miliony mieszkańców. Ruch jak w Bombaju, zasady ruchu jak w Bombaju, smród spalin jak w Bombaju. Dojechaliśmy do hotelu, hotelu - cokolwiek żeby już samochodem nie jeździć. Wieczór spędziliśmy z Szymonem, Polakiem, który w La Paz mieszka już 5 lat. Wspólny posiłek, wspólny bar i na koniec u Szymona w domu boliwijskie wino.
Okazało się, że może nam pomóc w sprawie benzyny. Ze schowka w domu wyjął 2 pełne kanistry każdy po 20 litrów. I przekazał nam po normalnej cenie. Boliwijskiej. Pozostało nam tylko w pakować się do taksówki i na parking zatankować Smauga. A parking zamknięty do rana. Więc udaliśmy się do pokoju, razem z 40 literami benzyny. Czy ktoś się zdziwił widząc dwóch gringo taszczących dwa kanistry do pokoju na 4 piętrze bez windy? To nie tego rodzaju hotel. Nikt się nie zdziwił…