Z Trójką przez trzy Ameryki - ruszyła wyprawa Tomasza Gorazdowskiego
24.03.2014 • Fairbanks
Razem z operatorem filmowym Olgierdem Michalakiem, w końcu wzięliśmy byka za rogi. Skończyło się gadanie "a jak pojedziemy, to"... Koniec, kropka, jesteśmy. Trzeba działać.
Ruszyliśmy trasą z północy na południe, przez Amerykę Północną, Środkową, aż do Południowej. Start na Alasce, jesteśmy tu już kilka dni.
Pierwsze wyzwanie to - organizacja samochodu, takiego, który jest w naszym zasięgu finansowym. Ekspert nad ekspertów w tej sprawie, Olek, postawił na Hondę Passport z roku...
Ok, nie będziemy w metrykę zaglądać, ale... spodziewałem się jednak młodszego egzemplarza. Ale za to jak twierdzi Olek, samochód jest nadzwyczaj solidny, niesłychanie odpowiedzialny, i bardzo dobry jednym słowem.
Klimat na północy Ameryki nie rozpieszcza (fot. O. Michalak)
Linię ma nowoczesną jak na początek XXI wieku, przyznaję. Po pierwszym tankowaniu ochrzciliśmy go Smaug, z racji że pali jak smok, ale kolejne wizyty na stacjach benzynowych były coraz bardziej pozytywne i, albo Smaug poszedł po rozum do głowy, albo my nauczyliśmy się z nim postępować.
Wyprawa Tomasza Gorazdowskiego. Śledź tu!>>>
Ubezpieczenie samochodu, rzecz w większości urzędów nie do przeskoczenia bez amerykańskiego prawa jazdy, ale się udało. Wynaleźliśmy jedną, jedyną ubezpieczalnię, która ubezpiecza na nasze prawo jazdy. Co z tego, że z Houston agencja. W dobie internetu, mogłaby być i w Polsce. No i pojechaliśmy. Na razie szybko jak i szybko to pisze. Zdążyć chcieliśmy do Fairbanks na mistrzostwa Ameryki Północnej w wyścigach psich zaprzęgów. 800 km przez piękną przyrodę. I można gadać i gadać, pisać i pisać, a i tak jej piękna nie oddamy.
W drodze powrotnej przyjrzymy się, zajrzymy, spotkamy się nos w nos z Mt. McKinley, zajrzymy do Parku Narodowego w okolicach góry. Teraz się spieszyliśmy. I udało się. W piękny dzień (jak każdy ostatnio) w samo południe, maszerzy i psy spotkali się w centrum Fairbanks i zaśnieżonymi ulicami pognali przed siebie. Dystans 28 mil, około 50km. Sporo zatem, tym bardziej że psy miały już w łapach wyścigi z piątku i soboty. Dużo się działo. W Fairbanks, które metropolią nie jest, to nawet światowo było. Od 69 lat mistrzostwa, co roku, właśnie tu w Fairbanks się odbywają. I już nie chodzi o same psy, które rwą się do wyścigu, ale o całą otoczkę, o klimat, o tych ludzi, o dzieciaki, które wieszają się psom na szyje, próbując je uspokoić przed wyścigiem. I miejscowe lumpy, które dziś akurat dały w banię świątecznie, z okazji wyścigu.
Co dalej. Chcieliśmy jechać na północ, jeszcze dalej, do Deadhores, ale nazwa mi się nie podobała. W połowie drogi jest Coldfoot. Też słaba i mało zachęcająco. Miejscowi słysząc o naszych planach mówili:... dajcie spokoj, nuda. Płasko, biało, nieciekawie. Lepiej jadąc na południe poświęćcie więcej czasu przyrodzie, na pewno będzie ciekawiej.
No i tak myśleliśmy, myśleliśmy i faktycznie postanowiliśmy jechać od razu na południe, choć już walnęliśmy 800 km na północ. Będzie ciekawie. McKinley na wyciągnięcie ręki (ponad 6000 m n.p.m.), Hunter (drugi kolos obok), cała Alaska range. Bezgraniczne lasy, puste drogi, cisza spokój. Chyba rzeczywiście będzie ciekawiej. Przy tak dobrej pogodzie, słońcu od kilku dni bez jednej chmury, braku opadów śniegu, wyzwanie znacznie mniejsze niż zakładaliśmy, więc może... może na południe. Chyba tak.
O aukcji skór jeszcze usłyszymy (fot. O. Michalak)
Tak, o niezwykłej aukcji skór zwierzęcych też będzie...